niedziela, 26 lipca 2015

Od Kahir'a c.d Seeley

Przytaknąłem. Ponownie, tym razem delikatniej chwyciłem ciało Rosaline. Równocześnie z Seeley pojawiliśmy się w apostolskim mieście. Byłem już nieco zmęczony przez ciężar zmarłej kobiety. Na szczęście przed bramami do zamku Taking'a byli jego słudzy którzy odebrali ciało.
-Ah, właśnie... Taking was wzywa. - Rzekł jeden ze sługusów.
-Mam nadzieje, że da nam wypocząć. - Mruknąłem w stronę Sorrow. Nic nie odpowiedziała, tylko głupio się uśmiechnęła. Przekraczając drzwi do komnaty Władcy Apostołów, prawie się przewróciłem.
-Niezdara. - Fuknęła dziewczyna.
-Gdzie O'Nail? - Rozbrzmiał jego głos przerywając kpiny Seeley.
-Dziewczyna... mieliśmy kilka kłopotów. Spóźniliśmy się, a ktoś.. kto podobno Cię zna zabił ją.
-Przebił jej ciało na wylot. - Dokończyłem zdanie mojej kompanki.
-Miała wrócić żywa. Nie martwa... A gdzie sprawca?! - Wydarł się na nas obojga.
-Uciekł, nie chcieliśmy ale tak wyszło.. potem napadł na nas jakiś okropny pająk. - Spróbowałem się wytłumaczyć z naszych błędów. Ten tylko zagryzł zęby i kazał nas wyprowadzić.

Godzinę później zostałem zaproszony przez Seeley do jej domku. Kazała mi się rozgościć, więc usiadłem na kanapie oczekując jej. Wróciła z butelką dobrego, starego wina i dwoma kielichami. W sumie co chwilę znikała do kuchni, by poprzynosić jakieś smakołyki. Ja czując się nieswojo w ciszy popijałem alkohol.
-Dobre do wino. Jak na mój gust... - Odważyłem się odezwać. - Siadaj, a nie latasz.. i tak tego nie zjem. - Mruknąłem i wziąłem łyk wina.
-Już, już! - Uśmiechnęła się i usiadła na przeciwko mnie. - No to ten... za to że żyjemy! - Wykrzyczała z triumfem i przybiła kielich w mój kielich. Po wypiciu jednej lampki wina czułem się już jak u siebie. Nagle Seeley zwróciła na mnie uwagę:
-Co Ci się stało?! Masz tu siniaka...przecięcie. - Odstawiła naczynie. Przysunęła się do mnie i dotknęła szyi. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.- Przyniosę coś by Ci to obmyć.
-Nie trzeba, nawet mnie to nie boli. To pewnie od tego pająka co mnie przydusił do ściany.- Mówiłem coraz głośniej bo dziewczyna ponownie odbiegła od kanapy by szukać jakiś leków. Wróciła ze szmatką i z kubkiem ziół zalanymi wodą. Usiadła na przeciwko mnie. Kazała mi zdjąć koszulę, by jej nei zmoczyć wodą. Tak postąpiłem. Dziewczyna trochę się onieśmieliła, ale po chwili przyłożyła szmatkę do mojej szyi znacznie się zbliżając. 
-Chyba twoja żona nie będzie Cię chciała udusić, co? - Westchnęła obmywając mi ranę i sine miejsce. Zamiast wstać i obejść, by mieć lepszy dostęp do rany wolała się jeszcze bardziej przybliżyć. Musiało to zabawnie wyglądać. Ja bez koszulki, a ona prawie by na mnie wpadła. Najlepsze było to, że jej twarz obcowała z moim uchem. W końcu nie wytrzymałem i chwytając ją ręką delikatnie za kość policzkową pocałowałem. Zaskoczona dziewczyna nie wiedziała co robić, odsunęła się. Nie wiedząc czemu to zrobiłem zacząłem szukać koszuli, a zakładając ją wyszedłem na zewnątrz. Myśląc nad tym usiadłem na krawężniku przy ulicy.

________
Seeley? PODNIECASZ :/ XD (sry za długość xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz