sobota, 25 lipca 2015

Od Seeley c.d. Kahir'a

Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
-Zgłupiał?!-szepnęłam do siebie i rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś... Ugh. Czegokolwiek. Kamienie, odłamki ze ścian i sufitu, kamienie, więcej kamieni, sterta kamieni.. Popatrzyłam w drugą stronę. Jeszcze więcej kamieni. "Myśli, See, myśl.." ponaglałam siebie w myślach. "Chwila. Przecież to pająk.." w głowie zaświtał mi pewien pomysł. Nagle rozległ się ryk. Szybko spojrzałam w stronę chłopaka i zobaczyłam, że jest "przybity" do ściany przez pająka. Ścisnęłam pochodnię, którą trzymałam w dłoni. To była jedyna szansa, lecz niosła ze sobą duże ryzyko. Spojrzałam na stertę jajeczek pająka-mamusi. Zerknęłam w górę. Sufit był dobre 10 metrów nade mną i przez całą "kolumnę" do sufitu były porozciągane pajęczyny. Odłożyłam pochodnię na ziemię i przybrałam postać Apostoła. Przynajmniej ta moc działała. Rozłożyłam skrzydła i szybko wzbiłam się pod sam sufit. Potrójne skrzydła robiły swoje, jeśli chodzi o tempo latania. Przebiłam się przez wszystkie te pajęczyny, które całą mnie oplotły. Na moment zatrzymałam się pod kamiennym sufitem i zrobiłam obrót w tył składając skrzydła. "Spadłam" w dół obracając się wokół własnej osi, dzięki czemu pajęczyny, którymi byłam oblepiona utworzyły sznurek prowadzący ode mnie aż pod sufit. Tuż nad posadzką rozłożyłam skrzydła i obróciłam się przodem do podłogi. Chwyciłam w locie pochodnię i wylądowałam koło sterty małych pajączków. Ukradkiem podłożyłam do nich pajęczą linę i zagwizdałam na dwa palce by ściągnąć na siebie uwagę wielkiego pająka. Kiedy stwór na mnie spojrzał przyłożyłam pochodnię do jajeczek. Wydał z siebie przeraźliwy ryk i stanął na przeciwko mnie, jednak nie tak blisko jak wcześniej Kahir'a. Pająk patrzył na mnie trzema parami czerwonych oczu. Widziałam w nich swoje odbicie i było to dość przerażające. Nagle coś z boku zatrzeszczało, więc szybko tam zerknęłam. Potwór wykorzystał okazję i odepchnął mnie jednym ze swoich odnóży na ścianę za mną. Z głuchym łomotem uderzyłam głową w ścianę. Przymknęłam oczy, sycząc pod nosem. Kiedy ponownie je otworzyłam zobaczyłam, że pająk stoi tuż nade mną. Pochodnia musiała wypaść mi z ręki, ponieważ nie miałam jej przy sobie. Z przerażeniem patrzyłam jak włochate stworzenie otwiera swoje wielkie szczęki przybliżając do mnie swój łeb(?). Nagle usłyszałam trzaskanie płomieni, a pomieszczenie wypełniło się czerwonawym światłem i białym dymem. Pajęcza mamusia z rykiem odwróciła sie do płomieni, które szybko obejmowały całą komnatę swoimi parzącymi ramionami. Nagle, jak spod ziemi wyrósł koło mnie Kahir z przewieszoną przez ramię Rosaline.
-Chodź-zawołał i nie czekając na moją reakcję złapał za ramię i pociągnął do wyjścia. Przez dłuższy czas nie mogłam złapać równowagi, więc chłopak dosłownie ciągnął mnie za sobą. Po kilku skrętach wypadliśmy z budynku na świeże powietrze. Blondyn odłożył cało dziewczyny na ziemię i przeciągnął się. Popatrzyłam na niego, a po chwili przycisnęłam do ściany i wydarłam się na niego.
-Zgłupiałeś, idioto?! Chciałeś, żeby cię zabiła czy jak?! Mogłeś skończyć jak Rosaline!
Kahir przez moment patrzył na mnie zdziwiony, a potem zaczął się śmiać.
-A co martwiłaś się?-spytał ze śmiechem, kiedy skończyłam się na niego wydzierać. Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy, a potem zawołałam z oburzeniem
-NIE!-nagle zdałam sobie sprawę, że stoję blisko chłopaka. Za blisko. Odskoczyłam w tył i przygładziłam strój. Kahir zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Ja również parsknęłam śmiechem.
-Dobra, chodźmy. Musimy ją zabrać do Taking'a, a ja muszę jeszcze dziś odreagować przy butelce-mruknęłam niby do siebie kątem oka zerkając na blondyna.


Kahir? xD wieczór przy winku się szykuje XDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz