sobota, 18 lipca 2015

Od Sayuri

Moja podopieczna już spała. Usiadłam przy jej łóżku i zaczęłam głaskać ją po głowie. Wyglądała naprawdę słodko, gdy spała. Nie powiem, że nie lubię być tam, w mieście apostolskim, ale tutaj czuję się lepiej. A szczególnie w tutejszych lasach. Postanowiłam, że czekając aż wstanie dzień, pójdę i zrelaksuje się w lesie. Ucałowałam dziesięciolatkę w czoło, po czym wyszłam z mieszkania, weszłam do windy i nacisnęłam guzik, z wygrawerowaną literką „P”, oznaczającą parter. Po chwili wysiadłam i wyszłam z bloku. Od razu ruszyłam w stronę kniei. Księżyc zdawał się oświetlać moją drogę. Wreszcie Tchórzliwe Słońce, które każdego dnia ucieka, bo boi się księżyca zaszło, a ja z uśmiechem na mej bladej twarzyczce podążałam ciemnymi uliczkami . Gdy zaczęłam mijać drzewa, poczułam się wreszcie wolna. Westchnęłam, gdy nagle usłyszałam trzask gałęzi, co spowodowało u mnie natychmiastowe odwrócenie się. Zza drzew wyszło dwóch mężczyzn, z czego jeden miał nóż. Zaśmiałam się dosyć ironiczne, po czym zaśmiałam się:
- Jak dobrze, to tylko ludzie.
Odwróciłam się, po czym zaczęłam iść dalej. Nie mam na nich czasu. Mimo to, ci zaczęli majaczyć coś w stylu „hej, skarbie, może się zabawimy?!”. Nie przeszkadzało mi to do czasu, póki nie podeszli bliżej. Odwróciłam się po czym z uśmiechem stwierdziłam:
- Wypier*alaj.
Jednego uderzyłam kolanem w żołądek, przez co zgiął się w pół i zaczął pluć krwią, zaś drugi – widząc to – uciekł. Wzruszyłam ramionami, po czym szłam dalej.
Wreszcie, tym razem bez żadnych durnowatych komplikacji dotarłam na miejsce. Tym miejscem było nieduże bajorko, które z każdym dniem wydawało się mroczniejsze i głębsze. Fakt – było niezwykle głębokim bajorem. Już przy brzegu znajdował się wielki spad w dół, dzięki któremu Rin nauczyła się nurkować. Na samym środku znajdował się wystający kamień, na którym zawsze siedzę i moczę nogi. Są dwie drogi, aby się na ten kamień dostać. Można wejść na rosnące obok drzewo, dokładniej na gałąź i zeskoczyć z niej na kamień. Jednakże jest możliwość złamania nogi… druga opcja jest lepsza. Można po prostu przepłynąć.
Weszłam do wody od razu biorąc oddech, po czym zanurkowałam. Pod wodą widać więcej niż z zewnątrz. Już po chwili siedziałam na mojej kamiennej wysepce i rozkoszowałam się tą cisza i spokojem. Szkoda, że korony drzew zasłaniają księżyc. Przynajmniej mam to. Kamień na środku bajorka…
Ptaki śpiewały, jakby nie rozumiały, że jest noc. Po około trzech godzinach siedzenia na kamieniu i oglądaniu koron drzew, stwierdziłam, że zawitam do miasta apostolskiego. Natychmiast ruszyłam w drogę.
Gdy dotarłam do miasta apostolskiego, natychmiast skierowałam się w stronę apteki . Nie wiem gdzie, ale musiałam w coś uderzyć, bo po mej bladej skórze ciekła ciemnoczerwona krew. Dużo ciemnoczerwonej krwi. Jednak dokładnie przed wejściem, stanęłam i zerknęłam na ranę. Ta krew wyglądała prześliczne na tle bladej skóry. Postanowiłam, że zostawię tą ranę. Kiedyś sama się zagoi. Gdy tak stałam, nieświadomie tarasowałam innemu apostołowi przejście.
- Przesuniesz się? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się, widząc nieznajomą osobę. Kiwnęłam głową, po czym odsunęłam się na bok. Nagle uświadomiłam sobie, że przecież jest noc, a apteka jest zamknięta. Wydałam z siebie dosyć dziwny dźwięk, przypominający wzdychanie i ciche syczenie jednocześnie. Zaczęłam się teraz zastanawiać, po co przyleciałam do miasta.

<Ktoś ma ochotę popisać?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz